Chrystus w północno-wschodnich Indiach
autor: Francois Gautier (dziennikarz i korespondent gazety Le Figaro)
Jesus jogi The Indian Express, 20 listopada, 2000
Jezus był wielkim awatarem Miłości w historii ludzkości, a jego przekaz miłosierdzia, dobroczynności, dbania o innych, ma obecnie nawet większe znaczenie w obecnej, szybkiej i bezlitosnej cywilizacji niż 20 wieków temu, kiedy ludzie byli o wiele prostsi i żyli bliżej Natury.
Istnieją dzisiaj chrześcijanie, którzy starają się wprowadzać w życie nauki Chrystusa w chichy i nie narzucający się innym sposób. Nawet wśród misjonarzy chrześcijańskich w Indiach można znaleźć takich, którzy zajmują się najbiedniejszymi szanując przy tym ich kulturę. Takim rzadkim przykładem jest o. Ceyrac, jezuita, który od 60 lat żyje w Chenai, biegle mówi językiem tamilskim i często cytuje Upaniszady.
Niestety, od zarania chrześcijaństwie religię tę toczy choroba elitaryzmu, poczucia wyłącznego posiadania praw autorskich na Boga. Ten elitaryzm, to przekonanie wśród chrześcijan, że „oto my jesteśmy jedyną prawdziwą religią, a wszyscy inni bogowie są fałszywymi bogami”, miała i ma nadal krwawe, katastrofalne dla ludzkości konsekwencje – miliony ludzi zostało zabitych w imię Chrystusa, całe cywilizacje i narody zostały starte z powierzchni ziemi w imię „dania im słowa Bożego”. Chrześcijanie mordowali zresztą nie tylko obcych, ale także jak dzikusy zabijali swoich współbraci w Jezusie.
Można by mieć nadzieję, że ta nietolerancja, ten fanatyczny i militarny pęd do nawracania (siłą, oszustwem lub inaczej) „pogan” na wiarę w tego „prawdziwego” Boga już nie istnieją w tym nowym milenium „oświecenia”. Tak niestety nie jest. Od prawie trzech wieków Indie są celem potężnego pędu do nawracania. Obecnie to zjawisko nawet narasta, gdyż chrześcijaństwo chwieje się na Zachodzie, do kościołów chodzi coraz mniej osób, a niewiele młodych ludzi chce zostawać księżmi czy zakonnicami. Z tego powodu kościoły chrześcijańskie szukają nowych wyznawców w trzecim świecie, a zwłaszcza w Indiach, gdzie ludzie posiadają tak głęboką, wrodzoną skłonność do religijności i duchowości. Papież posunął się nawet do nazwania tego tysiąclecia „Tysiącleciem ewangelizacji Azji”. I to właśnie w północno-wschodnich Indiach ta ewangelizacja osiąga największy sukces, ponieważ tamtejsi ludzie to proste, biedne i niewykształcone społeczności plemienne, które są łatwymi ofiarami werbunku.
Kiedy Indie odzyskały niepodległość, w stanie Tripura na przykład nie było żadnych chrześcijan, królem stanu był hinduista, a w całym kraju stały niezliczone świątynie. Jednak od 1950r. chrześcijańscy misjonarze (z błogosławieństwem Nehru) udali się w głąb lasów Tripura i zaczęli nawracać lud Kuki. Obecnie, według oficjalnych danych, w Tripura jest 120 tysięcy chrześcijan, co stanowi 90%-owy wzrost od roku 1991. Dane dotyczące stanu Arunachal Pradesh są nawet bardziej uderzające – w 1961r było tam tylko 1710 chrześcijan, a obecnie jest ich 115 tysięcy i zbudowano ponad 700 kościołów! Ilość pieniędzy przekazywana przez chrześcijan z zagranicy jest oszałamiająca – szkoła św. Pawła w Tripura, otrzymuje na przykład co semestr 8 milionów rupii dofinansowania. Która hinduistyczna szkoła może temu dorównać? Żaden kraj na świecie nie pozwoliłby na coś takiego. Francja, dla przykładu, posiada pełne ministerstwo zajmujące się ściganiem „sekt”, przez co rozumiane jest wszystko, co nie należy do wielkiej chrześcijańskiej rodziny, a szczególnie już, gdy posiada hinduistyczny, „pogański” wydźwięk.
Czy nie jest także dziwne, że wiele działających w płn-wsch Indiach separatystycznych ruchów terrorystycznych, jak Mizo czy Bodo, nie tylko jest zdominowanych przez chrześcijan, ale także czasem funkcjonują dzięki ukrywanemu wsparciu misjonarzy chrześcijańskich? Dla przykładu, wywiad stanu Tripura posiada dowody, że chrześcijańskie szkoły Don Bosco (które są wszędzie na tym terenie) udzielają w nocy schronienia ekstremistom. Jednak marksistowski rząd stanu Tripura woli przymykać na to oko, ponieważ w Indiach komuniści działają dla swojego własnego, egoistycznego celu współpracując ręka w rękę z chrześcijanami. Czy zwykły człowiek w Indiach wie, że ścisła współpraca separatystami a kościołem jest tak silna w stanie Tripura i Assam, że są tam niszczone świątynie hinduistyczne i buddyjskie, że hinduiści boją się praktykować swoją religię (z wyjątkiem jeszcze bezpiecznych przyczółków jak Agartala), że hinduistyczni pracownicy społeczni, w odróżnieniu od chrześcijańskich, boją się udawać na tereny wiejskie i leśne? Jednak codziennie budowane są tam chrześcijańskie kościoły, a co tydzień otwierana jest nowa chrześcijańska szkoła, bez żadnej obawy ataków ze strony terrorystów. Czy w taki sposób powinno się traktować kraj, który od dawnych czasów, już w I wieku n.e., udzielał gościny chrześcijanom i dawał wolność organizowania społeczności chrześcijańskich?
Nie chodzi tylko o to, że nawracanie na chrześcijaństwo odbywa się poprzez nie-etyczne metody werbunkowe, ale o to, że jest ono zagrożeniem dla całych kultur, dla całego sposobu życia społeczności, że niszczy wiekowe tradycje, zwyczaje i mądrość. Chrześcijaństwo w Indiach wpaja ludziom pogardę dla własnej religii i uwielbienie dla kultury Zachodniej, która jest im obca i przynosi katastrofalne rezultaty. Największy problem narkotyków, rozwiązłości czy alkoholu w Indiach istnieje właśnie w północno-wschodnich Indiach, odkąd teren ten stał się chrześcijański.
Już czas, aby Hindusi otworzyli oczy i zobaczyli, jakim zagrożeniem jest chrześcijańskie nawracanie. Argument (wysuwany głównie przez „świeckich” intelektualistów), że w Indiach jest tylko 3% chrześcijan i dlatego nie mogą stanowić zagrożenia, jest całkowicie błędny – wpływ, jaki chrześcijanie mają w Indiach za pośrednictwem ich szkół, szpitali oraz gigantycznych pieniędzy, jaki płyną z zagranicy na nawracanie Hindusów, jest totalnie nieproporcjonalny do procentowej ilości wyznawców.
Czy przekaz Chrystusa to przekaz Miłości, szanowania innych kultur i wiar, czy też przekaz przemocy, oszustwa i nie-etycznego nawracania w jego imię?
źródło: wisznuizm.wordpress.com
(1075)
2 komentarze
„Każdy niech pozostanie w takim stanie, w jakim został powołany. Zostałeś powołany do wiary jako niewolnik? Nie martw się! Nawet gdybyś miał okazję stać się wolnym, skorzystaj raczej z twego niewolnictwa [pozostając w tym stanie]” (por. 1 Kor 7,20n).
Kwintesencja współczesnego braminizmu i kastowości.
Nie urodziłeś się w rodzinie Braminów,musisz być niewykształconym biedakiem
którego zagospodarują misjonarze z pustyni a my wtedy będziemy płakać że nasza bramińska tradycja jest zagrożona.
Z powyższego cytatu wynika że Braminom udzieliła się żydowska a zwłaszcza rzymska mentalność.
Nie rozumiem płaczu nad tym co się dzieje w Indiach
skoro Bramini i judeo-chrześcijańśka elita są ze sobą zgodni:
motłoch ma być motłochem aby pan mógł być panem,żeby pan miał nad kim panować.
I to właśnie w północno-wschodnich Indiach ta ewangelizacja osiąga największy sukces, ponieważ tamtejsi ludzie to proste, biedne i niewykształcone społeczności plemienne, które są łatwymi ofiarami werbunku.
Proponuję żeby Bramini jeszcze bardziej zamknęli się we własnym elitarnym kółku adoracyjnym.To powinno pomóc i rozwiązać sprawę biednych niewykształconych ludzi.
Za kilka lat o Braminach i hinduizmie będzie można poczytać „całą prawdę” w książkach pisanych przez jezuitów,na wzór i podobieństwo dzisiejszych książek o Druidach i ich ofiarach z ludzi.
Potrzebny jest jeszcze większy podział na elitę i motłoch nie mający prawa do tego wszystkiego co należy się elitom,to napewno pomoże.Hindusi sami sobie kręcą bat na własną d.
Nie rozumiem jak można usprawiedliwiać Duchową Wiedzą,taki zabobon jak podział kastowy.